Wróciłam do domu dopiero koło 9 rano,taty nie było. Poszłam do mojego pokoju i zamknęłam się tam.Podpięłam telefon do ładowania i usiadłam na łóżku,wzdychając. Tej nocy siedziałam z Justinem około dwadzieścia minut,potem ktoś go zawołał,pożegnał się i poszedł.Nie dowiedziałam się wiele,wiem jak na razie,ze ma na nazwisko Bieber. Justin Bieber,pięknie brzmi. Wiem też,że ma 19 lat. Po tym,kiedy sobie poszedł byłam na plaży do około północy,a potem poszłam do miasta,chodziłam po sklepach,siedziałam na ławkach i robiłam inne rzeczy,które nie miały większego sensu. Kupiłam sobie tylko napój energetyczny,żeby gdzieś nie zasnąć. Najgorsze w tej całej sytuacji było to,że skończyły mi się papierosy,a ja jestem spłukana. Super,prawda? Popatrzyłam na sufit i stwierdziłam,że póki ojca nie ma w domu pójdę do łazienki. Wyciągnęłam z szafy świeże ubrania i poszłam tam,nalałam do wanny gorącej wody i płyn do kąpieli,przez co zrobiła się w niej piana. Rozebrałam się i weszłam do wanny,pod wpływem ciepła,moje ciało ogarnęło przyjemne uczucie.Zanurzyłam się.Wody było na tyle dużo,że kiedy siedziałam,zakrywała mi wszystko aż po szyję. Kąpiele to jedna z moich ulubionych rzeczy,jednak kiedy myślałam o tym,że do domu za chwilę wróci tata chciało mi się po prostu wyjść. Wiedziałam,że moje zachowanie było w tamtym momencie nieodpowiednie,powinnam go przeprosić i obiecać,że nigdy więcej się tak nie zachowam. Śmieszne. Zdawałam sobie sprawę,że papierosy są nielegalne i szkodzą zdrowiu,jednak po nich zawsze czułam się znacznie lepiej. Poza tym i tak umrę,kto wie,czy nie zginę w wypadku,jak mama.Pierdolenie o raku płuc jest śmieszne. Nienawidzę czasami moich myśli,nienawidzę,kiedy zostaję z nimi sam na sam. Mam w głowie chore scenariusze,lub wspomnienia z mojego
Minęło pół godziny,woda zaczęła robić się zimna,a tata nadal nie wracał.
-W czym mogę pomóc?-uśmiechnął się lekko patrząc na mnie z góry na dół.
-Chciałabym kupić paczkę papierosów-mruknęłam po chwili,a on zmarszczył brwi.
-Mogę prosić dowód?-zapytał. Do cholery,już cie nie lubię.
-Nie jestem pełnoletnia-powiedziałam,przerzucając ciężar ciała na druga nogę-sprzedasz mi je,czy mam już iść?
-Nie powinienem tego robić,ale okej-zaśmiał się-które chcesz?-uśmiechnęłam się i wskazałam palcem na moje ulubione.
-Chwilka,pójdę po nie-poszedł na zaplecze,na co zmarszczyłam brwi.Przecież one stały na szafce.. Po krótkiej chwili wrócił i postawił je na blacie- nie kupiłaś tego tutaj,jasne?
-Jasne-podałam mu banknot chowając paczkę do kieszeni. Po chwili otrzymałam resztę,więc wyszłam ze sklepu bez slowa.
Chwilę później otworzyłam pudełeczko.Już wiem dlaczego poszedł na zaplecze. Znajdowała się tam karteczka z numerem telefonu z dopiskiem seksowny sprzedawca, David-zadzwoń :) Zaśmiałam się sama do siebie. Seksowny,tak? Cholera,Justin jest seksowniejszy. Ciągle miałam go w głowie,ale co mogłam poradzić na to,że ten chłopak to po prostu perfekcja? Westchnęłam,próbując przestać o tym myśleć. Zapaliłam pierwszego papierosa,idąc dalej.
-Hej-usłyszałam niski głos,na co odwróciłam głowę i zobaczyłam chłopaka w kapturze,nie widziałam jego twarzy i nie wiedziałam,czego ode mnie chciał-zaczekaj-zatrzymałam się,a on do mnie podszedł i zdjął kaptur.Wow. Chłopak był strasznie przystojny,miał coś koło 18 lat.
-Um...?-uniosłam zakłopotana brwi. Uśmiechnął się lekko i wyciągnął coś z kieszeni. Mianowicie, był to skręt.Uniosłam zdziwiona brwi,nie za bardzo wiedząc czego mam się spodziewać.
-Pomyślałem,że skoro już palisz papierosa,to może masz ochotę na to?-oblizał szybko swoje malinowe wargi i posłał mi czarujący uśmiech.Wow.
Zmierzyłam go wzrokiem i zatrzymałam go na jego włosach.Były ciemne i idealnie postawione do góry.Zjeżdżając wzrokiem trochę niżej popatrzyłam w jego brązowe tęczówki,które przyprawiły mnie o dreszcze.Miał piękne oczy.Jego usta wygięły się ponownie w małym uśmieszku,na co zrobiło mi się gorąco.Woah,chłopcze.
-Nie wzięłam ze sobą pieniędzy-skłamałam.Nie chciałam się pakować w to gówno,chociaż strasznie mnie korciło.Ale nie potrzebowałam wydawać niepotrzebnie pieniędzy,wolałam przeznaczyć je na coś innego.
-Kochanie,dostaniesz go za darmo-zaśmiał się lekko,ukazując rząd białych zębów.Przeczesał włosy palcami,jednak i tak zostały w takim samym stanie.Zagryzłam dolną wargę na ten widok i uśmiechnęłam się mimowolnie.
-No skoro nalegasz-wzruszyłam ramionami i wyciągnęłam dłoń po przedmiot. Podał mi go.-dzięki.
-Do usług-mruknął nie spuszczając ze mnie -jak masz na imię?-zapytał.
-Cassie-westchnęłam cicho,nie powinnam tego robić-a ty?
-Brooklyn-uśmiechnął się i oblizał usta-zawsze możesz znaleźć mnie tu w okolicy-dodał po chwili,założył kaptur i odszedł.
Schowałam draga do kieszeni i zaczęłam iść. Cholernie chciałam to zapalić.Tak,rodzice,nauczyciele i inni zawsze mówili,że łatwo jest się uzależnić. Pierdolenie. Po około 15 minutach doszłam nad rzekę.Rosło tam trochę drzew,więc mogłam za nimi usiąść,wprawdzie znajdowałam się wtedy blisko głównej ulicy,ale co z tego. Usiadłam więc za pniem większego drzewa,oparłam się o nie i odpaliłam. Włożyłam skręta do ust i zaciągnęłam się. Wow,to jest 10 razy lepsze od papierosów.
Przymknęłam oczy,znajdując się w idealnym stanie. Tego nie da się określić. Jest po prostu zajebiście. Nagle poczułam na ramieniu rękę.To nie była ręka dziewczyny,ani młodego chłopaka. To była ręka jakiegoś faceta.
Faceta w mundurze policyjnym.
k u r w a.
-Witam.-popatrzyłam na mężczyznę i podniosłam się z ziemi,wyciągnął do mnie rękę,więc oddałam mu skręta.
-Dzień dobry-powiedziałam,głupiejąc. Nie wiedziałam co mam zrobić. Spierdalać czy po prostu z nim iść. Wyciągnął do mnie ręce i chwycił moje,jednak nie zakuł mnie w kajdanki.Poszliśmy do radiowozu. Usiadłam z na tylnich siedzeniach i popatrzyłam w szybę, nie bałam się policjanta,komisariatu,kary,niczego. Tylko ojca. Będzie mnie kontrolował. O ile po niego zadzwonią. Nie wyjdę nigdzie w nocy,nie zapalę papierosów,mozliwe,że weźmie mi nawet telefon. Nie spotkam się z Justinem. Co mi odbiło,dlaczego zrobiłam to tak blisko głównej ulicy?
-Może da mi Pan to chociaż wytłumaczyć?-zapytałam,przytłoczona ciszą w policyjnym samochodzie. Usłyszałam szorstki śmiech.
-Jasne,że dam Ci to wytłumaczyć.-uśmiechnął się idiotycznie-na komisariacie. Ostatnio w mieście chodzi wiele nastolatków,naćpanych nastolatków. Szukamy dilerów. Jak na razie mam nadzieję,że nam pomożesz,jeśli nie-poniesiesz gorsze konsekwencje. To już twój wybór.
Westchnęłam,a przed oczami momentalnie pojawiła się twarz Brooklyna,nie mogłam go wsypać, zawsze,zanim coś zrobiłam, próbowałam postawić się na miejscu drugiej osoby. Wiec tak; gdybym była dilerem za nic nie chciałabym,żeby ktoś mnie wsypał. W szczególności nie osoba,której dałam towar za darmo. Dlatego,nie miałam zamiaru niczego powiedzieć policjantom. Przecież to nie wina tego chłopaka,sama chciałam to wziąć,a wpadłam przez własną głupotę. Poza tym, Brooklynowi grozi wiezienie a mi jedynie kara od ojca.
Auto zatrzymało się,więc wysiadłam i poszłam za facetem,zaprowadził mnie do mniejszego pomieszczenia po czym wyszedł,mówiąc,ze zaraz ktoś do mnie przyjdzie,faktycznie, po chwili drzwi się otworzyły. Facet,który wszedł był znacznie młodszy od tamtego,usiadł za biurkiem,na przeciwko mnie.
-Starszy oficer Brad Shtainer-przedstawił się- Cassie Morgan,tak? -zapytał,na co skinęłam głowa i oparłam się- nie mieszkasz tu,prawda?
-Prawda-mruknęłam,patrząc uważnie na papiery,które przeglądał.
-Więc,gdzie to kupiłaś?-poprawił się na krześle i popatrzył na mnie.
-Nie kupiłam,znalazłam,ktoś mi to podrzucił.-słabe kłamstwo,wiem.
-Może jeszcze zapalił i włożył ci do buzi,na dodatek kierował twoim ciałem,hm?
-Nie,to nie tak,zapaliłam to sama bo... bo chciałam,po prostu chciałam spróbować-pokręcił głową.
-Kłamanie nie bardzo ci wychodzi-zaśmiał się sztucznie- więc,jak nazywał się ten ktoś,kto ci to sprzedał?
-Nie wiem-skłamałam kolejny raz.
-Czyli to kupiłaś?-wyłapywał mnie za słówka. Chujek.
-Bez przesady,tego nie powiedziałam.-mruknęłam przecierając oczy.
-Dobra,kupiłam to- rozmowa,która stała się już głupią gierką na słowa,zaczęła mnie nudzić- tak,kupiłam to,ale nie wiem,kim był. Pamiętam,że miał białą bluzę,jeansy i kaptur,to tyle- chciałam brzmieć poważnie,bo Brooklyn miał czarną bluzę i ciemne spodnie- no tak, jeszcze szare adidasy z nadrukiem nike.-pokiwał głową i zanotował wszystko na kartce. O tych butach tez zmyśliłam,były czerwone,z adidasa,jednak mi uwierzył.
-Okej,to tyle,zadzwonię po twojego ojca,to on poniesie konsekwencje za ciebie,bo nie jesteś pełnoletnia,daj mi jego numer.Skinęłam głową i podytowałam mu. Zadzwonił.
-Bob Morgan? Proszę o odebranie pańskiej córki,Cassie,z komisariatu na Walker Street,została przyłapana na zażywaniu narkotyków w miejscu publicznym. Dziękuję.
Minęło zaledwie dziesięć minut i tata się zjawił.Tryskała od niego złość. Wiedziałam,że nie czeka mnie przyjemna rozmowa.
-Dzień dobry-mruknął szorstko do komisarza i chwycił mnie mocno za ramię.
-Ze względu na to,że to pierwsze złapanie tutaj,nie poniesie Pan konsekwencji,ale to ostatnie ostrzeżenie.
-Rozumiem,do widzenia-wyszliśmy,popchnął mnie do auta i również wsiadł.
-Tłumacz się-warknął na mnie.
-Nie mam z czego,po prostu zapaliłam skręta-uśmiechnęłam się sztucznie.
-Szlaban,zakaz wychodzenia z domu,nawet na plażę,kiedy wrócimy wezmę twój telefon i laptop,żeby nie było niejasności. Kto Ci to sprzedał?
-Nie wiem-po jego słowach poczułam,że ogarnia mnie złość,dlatego nie chciałam się kłócić,aby nie stracić nad sobą panowania-miał kaptur,po prostu zapłaciłam i odeszłam.Brooklyn. Ojciec popatrzył na mnie i tylko westchnął. W jego oczach widziałam żal i pogardę. Po kilku minutach wysiedliśmy. Weszłam do domu.
-Komórka-mruknął,wyciągając rękę. Oddałam mu ja bez większych sprzeciwów,inaczej przeszukałby mi kieszenie,tym samym natykając się na papierosy. -laptopa nie musisz oddawać,wyłączę internet- cholera? laptop bez internetu mi się nie przyda-to wszystko,teraz idź do pokoju i nie wychodź.
Skinęłam głową i poszłam,mogłam się z nim wykłócać,ale po co? Straciłabym panowanie,on powiedziałby coś o mamie,atmosfera byłaby jeszcze gorsza,więc po co mi było to wszystko? Z jednej strony cieszyłam się,że nie zrobił mi żadnego kazania,a z drugiej to było po prostu gorsze,niż zrobienie go. Wiedziałam,że teraz będzie mnie kontrolował,a jednocześnie ignorował,a to był mój czuły punkt. Nienawidzę,kiedy ktoś mnie ignoruje. Wyszłam na balkon i patrzyłam na plażę,przepełnioną ludźmi,szczęśliwe parki,rodziny,przyjaciółki,niektórzy byli pijani,niektórzy smutni,zdenerwowani,albo po prostu szczęśliwi. Moją uwagę przykuł jednak chłopak przechodzący w miarę blisko mojego domku. Justin. Popatrzyłam na niego,nie mogę wychodzić z domu ale chciałam się z nim spotkać. Tamtej nocy na plaży mnie zrozumiał,po prostu zrozumiał,dlaczego tam jestem. Chcę z nim pogadać.
-Justin! -krzyknęłam z góry,usłyszał to,oglądnął się za siebie i zatrzymał patrząc na ludzi- na górze!-popatrzył najpierw na niebo,na co się zaśmiałam,jednak po chwili wyłapał mnie wzrokiem,pomachałam mu.
-Cassie! Cześć!-uśmiechnął się,odmachując.
-Poczekaj tam na chwilę!-weszłam z powrotem do pokoju i zbiegłam na dół. Tata był w łazience. Bóg mnie kocha. Wychodząc,trzasnęłam drzwiami,ale nie zwróciłam na to uwagi. Wyszłam przed domek. Faktycznie,zaczekał tam,kopał w piasek i gwizdał. Podeszłam do niego.
-Cześć Cassie,cały dzień nie było cię na plaży,przynajmniej ja Cię nie zauważyłem- Szukał mnie- byłaś w domu?-pokręciłam głową.
-Byłam na komisariacie-mruknęłam.
-Woah,byłaś świadkiem jakiegoś wypadku,czy coś?-zaśmiałam się.
-Nie,przyłapali mnie na paleniu skręta,tata musiał mnie odebrać.
-Niegrzeczna dziewczynka-poruszył brwiami i zaczął się śmiać.- w każdym razie idę do sklepu. Chcesz się przejść?
- Um..-zaczęłam-mam zakaz wychodzenia z domu. Skrzywił się. Tak,wiem,to żałosne.
-Ale jesteś przed domem,więc z niego wyszłaś,kolejny sprzeciw-pokręcił głową- nieładnie Cassie,nieładnie.-on jest przeuroczy,poprawił mi humor. Zaczęliśmy się śmiać,jednak dobry nastrój przerwało chrząknięcie. kurwa,ojciec. Justin odwrócił głowę i popatrzył na niego. Gdyby nie krzyki ludzi i szum morza,stalibyśmy w kompletnej ciszy.
-Cassie,do chuja,miałaś nie wychodzić z domu,tak?-zmierzył mnie wzrokiem,na co Justin lekko odsunął mnie do tyłu- a ten chłopak to? Twój diler? -uniósł brwi, Justin zacisnął rękę w pięść,najwyraźniej mu się to nie spodobało. Patrzyli na siebie w ciszy,obydwoje byli cholernie wkurwieni.Chciałam ich uspokoić i odciągnąć,jednak nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa.Stałam jak sparaliżowana,wiedząc,że została chwila,zanim rzucą się sobie do gardeł.
-Może da mi Pan to chociaż wytłumaczyć?-zapytałam,przytłoczona ciszą w policyjnym samochodzie. Usłyszałam szorstki śmiech.
-Jasne,że dam Ci to wytłumaczyć.-uśmiechnął się idiotycznie-na komisariacie. Ostatnio w mieście chodzi wiele nastolatków,naćpanych nastolatków. Szukamy dilerów. Jak na razie mam nadzieję,że nam pomożesz,jeśli nie-poniesiesz gorsze konsekwencje. To już twój wybór.
Westchnęłam,a przed oczami momentalnie pojawiła się twarz Brooklyna,nie mogłam go wsypać, zawsze,zanim coś zrobiłam, próbowałam postawić się na miejscu drugiej osoby. Wiec tak; gdybym była dilerem za nic nie chciałabym,żeby ktoś mnie wsypał. W szczególności nie osoba,której dałam towar za darmo. Dlatego,nie miałam zamiaru niczego powiedzieć policjantom. Przecież to nie wina tego chłopaka,sama chciałam to wziąć,a wpadłam przez własną głupotę. Poza tym, Brooklynowi grozi wiezienie a mi jedynie kara od ojca.
Auto zatrzymało się,więc wysiadłam i poszłam za facetem,zaprowadził mnie do mniejszego pomieszczenia po czym wyszedł,mówiąc,ze zaraz ktoś do mnie przyjdzie,faktycznie, po chwili drzwi się otworzyły. Facet,który wszedł był znacznie młodszy od tamtego,usiadł za biurkiem,na przeciwko mnie.
-Starszy oficer Brad Shtainer-przedstawił się- Cassie Morgan,tak? -zapytał,na co skinęłam głowa i oparłam się- nie mieszkasz tu,prawda?
-Prawda-mruknęłam,patrząc uważnie na papiery,które przeglądał.
-Więc,gdzie to kupiłaś?-poprawił się na krześle i popatrzył na mnie.
-Nie kupiłam,znalazłam,ktoś mi to podrzucił.-słabe kłamstwo,wiem.
-Może jeszcze zapalił i włożył ci do buzi,na dodatek kierował twoim ciałem,hm?
-Nie,to nie tak,zapaliłam to sama bo... bo chciałam,po prostu chciałam spróbować-pokręcił głową.
-Kłamanie nie bardzo ci wychodzi-zaśmiał się sztucznie- więc,jak nazywał się ten ktoś,kto ci to sprzedał?
-Nie wiem-skłamałam kolejny raz.
-Czyli to kupiłaś?-wyłapywał mnie za słówka. Chujek.
-Bez przesady,tego nie powiedziałam.-mruknęłam przecierając oczy.
-Dobra,kupiłam to- rozmowa,która stała się już głupią gierką na słowa,zaczęła mnie nudzić- tak,kupiłam to,ale nie wiem,kim był. Pamiętam,że miał białą bluzę,jeansy i kaptur,to tyle- chciałam brzmieć poważnie,bo Brooklyn miał czarną bluzę i ciemne spodnie- no tak, jeszcze szare adidasy z nadrukiem nike.-pokiwał głową i zanotował wszystko na kartce. O tych butach tez zmyśliłam,były czerwone,z adidasa,jednak mi uwierzył.
-Okej,to tyle,zadzwonię po twojego ojca,to on poniesie konsekwencje za ciebie,bo nie jesteś pełnoletnia,daj mi jego numer.Skinęłam głową i podytowałam mu. Zadzwonił.
-Bob Morgan? Proszę o odebranie pańskiej córki,Cassie,z komisariatu na Walker Street,została przyłapana na zażywaniu narkotyków w miejscu publicznym. Dziękuję.
Minęło zaledwie dziesięć minut i tata się zjawił.Tryskała od niego złość. Wiedziałam,że nie czeka mnie przyjemna rozmowa.
-Dzień dobry-mruknął szorstko do komisarza i chwycił mnie mocno za ramię.
-Ze względu na to,że to pierwsze złapanie tutaj,nie poniesie Pan konsekwencji,ale to ostatnie ostrzeżenie.
-Rozumiem,do widzenia-wyszliśmy,popchnął mnie do auta i również wsiadł.
-Tłumacz się-warknął na mnie.
-Nie mam z czego,po prostu zapaliłam skręta-uśmiechnęłam się sztucznie.
-Szlaban,zakaz wychodzenia z domu,nawet na plażę,kiedy wrócimy wezmę twój telefon i laptop,żeby nie było niejasności. Kto Ci to sprzedał?
-Nie wiem-po jego słowach poczułam,że ogarnia mnie złość,dlatego nie chciałam się kłócić,aby nie stracić nad sobą panowania-miał kaptur,po prostu zapłaciłam i odeszłam.Brooklyn. Ojciec popatrzył na mnie i tylko westchnął. W jego oczach widziałam żal i pogardę. Po kilku minutach wysiedliśmy. Weszłam do domu.
-Komórka-mruknął,wyciągając rękę. Oddałam mu ja bez większych sprzeciwów,inaczej przeszukałby mi kieszenie,tym samym natykając się na papierosy. -laptopa nie musisz oddawać,wyłączę internet- cholera? laptop bez internetu mi się nie przyda-to wszystko,teraz idź do pokoju i nie wychodź.
Skinęłam głową i poszłam,mogłam się z nim wykłócać,ale po co? Straciłabym panowanie,on powiedziałby coś o mamie,atmosfera byłaby jeszcze gorsza,więc po co mi było to wszystko? Z jednej strony cieszyłam się,że nie zrobił mi żadnego kazania,a z drugiej to było po prostu gorsze,niż zrobienie go. Wiedziałam,że teraz będzie mnie kontrolował,a jednocześnie ignorował,a to był mój czuły punkt. Nienawidzę,kiedy ktoś mnie ignoruje. Wyszłam na balkon i patrzyłam na plażę,przepełnioną ludźmi,szczęśliwe parki,rodziny,przyjaciółki,niektórzy byli pijani,niektórzy smutni,zdenerwowani,albo po prostu szczęśliwi. Moją uwagę przykuł jednak chłopak przechodzący w miarę blisko mojego domku. Justin. Popatrzyłam na niego,nie mogę wychodzić z domu ale chciałam się z nim spotkać. Tamtej nocy na plaży mnie zrozumiał,po prostu zrozumiał,dlaczego tam jestem. Chcę z nim pogadać.
-Justin! -krzyknęłam z góry,usłyszał to,oglądnął się za siebie i zatrzymał patrząc na ludzi- na górze!-popatrzył najpierw na niebo,na co się zaśmiałam,jednak po chwili wyłapał mnie wzrokiem,pomachałam mu.
-Cassie! Cześć!-uśmiechnął się,odmachując.
-Poczekaj tam na chwilę!-weszłam z powrotem do pokoju i zbiegłam na dół. Tata był w łazience. Bóg mnie kocha. Wychodząc,trzasnęłam drzwiami,ale nie zwróciłam na to uwagi. Wyszłam przed domek. Faktycznie,zaczekał tam,kopał w piasek i gwizdał. Podeszłam do niego.
-Cześć Cassie,cały dzień nie było cię na plaży,przynajmniej ja Cię nie zauważyłem- Szukał mnie- byłaś w domu?-pokręciłam głową.
-Byłam na komisariacie-mruknęłam.
-Woah,byłaś świadkiem jakiegoś wypadku,czy coś?-zaśmiałam się.
-Nie,przyłapali mnie na paleniu skręta,tata musiał mnie odebrać.
-Niegrzeczna dziewczynka-poruszył brwiami i zaczął się śmiać.- w każdym razie idę do sklepu. Chcesz się przejść?
- Um..-zaczęłam-mam zakaz wychodzenia z domu. Skrzywił się. Tak,wiem,to żałosne.
-Ale jesteś przed domem,więc z niego wyszłaś,kolejny sprzeciw-pokręcił głową- nieładnie Cassie,nieładnie.-on jest przeuroczy,poprawił mi humor. Zaczęliśmy się śmiać,jednak dobry nastrój przerwało chrząknięcie. kurwa,ojciec. Justin odwrócił głowę i popatrzył na niego. Gdyby nie krzyki ludzi i szum morza,stalibyśmy w kompletnej ciszy.
-Cassie,do chuja,miałaś nie wychodzić z domu,tak?-zmierzył mnie wzrokiem,na co Justin lekko odsunął mnie do tyłu- a ten chłopak to? Twój diler? -uniósł brwi, Justin zacisnął rękę w pięść,najwyraźniej mu się to nie spodobało. Patrzyli na siebie w ciszy,obydwoje byli cholernie wkurwieni.Chciałam ich uspokoić i odciągnąć,jednak nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa.Stałam jak sparaliżowana,wiedząc,że została chwila,zanim rzucą się sobie do gardeł.
Jest już trzeci rozdział!
Na początku: dziękujemy za wszystkie komentarze. Jeśli chcecie się z nami skontaktować zajrzyjcie do zakładki kontakt. Jest tam ask i twitter.
Mamy nadzieję,ze rozdział wam się spodobał,jeśli tak,skomentujcie. Jest to ogromna motywacja do dalszego pisania.
Poza tym w zakładce bohaterowie pojawiły się dwie nowe postacie. :)
Zapraszam na:
o&w