poniedziałek, 8 czerwca 2015

Rozdział Czwarty

Justin's POV
Oddychałem nierównomiernie,wpatrując się w ojca Cassie z zaciśniętą szczęką i pięściami.Czułem jak wszystko się we mnie gotuje,chociaż sam nie wiedziałem czemu.Nie znałem tej dziewczyny,rozmawiałem z nią tylko wczoraj,a mimo tego czułem potrzebę opiekowania się nią.Wiem,to było głupie ale co mogłem na to poradzić?
-Mógłby pan się tak do niej nie odzywać?-spytałem retorycznie,próbując brzmieć spokojnie,ale jednak nie wyszło mi to za dobrze.Facet przechylił głowę w bok i marszcząc brwi.
-Kim ty do cholery jesteś,żeby mówić mi,co mam robić?-prychnął i pokręcił rozbawiony głową,po czym złapał nadgarstek dziewczyny i przyciągnął ją do siebie.Na sam ten widok,na moich rękach pojawiły się widoczne żyły.Pokręciłem głową w niedowierzaniu.
-Tato-wymamrotała zakłopotana dziewczyna,a na jej policzkach pojawiły się rumieńce.-Cicho.-przerwał jej ojciec,na co zacisnęła wargi.
Poczułem niewyobrażalną chęć uderzenia mężczyźnie w twarz.Ale jedyne co mogłem zrobić to chwycić dłoń brunetki i przyciągnąć ją z powrotem do siebie.Cassie spojrzała na mnie w szoku,zanim znowu przeniosła wzrok na rozzłoszczonego ojca.
-Jeszcze raz zrobi pan coś swojej córce to przysięgam,że nie ręczę za siebie.-splunąłem,zanim pociągnąłem dziewczynę za sobą w kierunku plaży.

Cassie's POV
Odwróciłam głowę w tył,żeby ujrzeć widok wmurowanego taty,stojącego w miejscu.Zacisnęłam ponownie usta i wróciłam wzrokiem przed siebie.Szłam obok Justina,wciąż trzymając jego dłoń.Kurwa.Dotykam dłoni Justin'a Bieber'a z jego własnej woli.
Szatyn zaprowadził mnie na jedną z kładek wędkarskich.Usiedliśmy na pomoście,a ja spojrzałam na jego twarz.Jego szczęka wciąż była zaciśnięta,ale wyraz twarzy trochę złagodniał.I dobrze.Przerażał mnie widok zdenerwowanego Justin'a.Patrzyłam przez chwilę jak usta chłopaka otwierają się w celu powiedzenia czegoś,ale po chwili i tak zostają zamknięte,jakby rezygnował.Czekałam tylko,aż zada to pytanie.
-Twój tata zawsze taki był?-wychrypiał niepewnie.Tak.Właśnie o to pytanie mi chodziło.
-Nie.-powiedziałam krótko,patrząc przed siebie i zerkając kątem oka zauważyłam,jak Justin unosi wyczekująco brew,abym kontynuowała.Wypuściłam z ust głośne westchnienie i spuściłam wzrok na swoje palce,bawiąc się nimi.
-Od śmierci mojej mamy stał się dla mnie surowy,zaczął dawać mi kary za byle co i po prostu ciągle mnie kontroluje,zaczyna mnie to męczyć.-mruknęłam z wyrzutem i podniosłam wzrok na chłopaka.W jego oczach było widać już lekki żal.Proszę,nie.-To dlatego taka się stałam.Zaczęłam palić,uciekać z domu i pyskować.Chciałam po prostu zerwać tą całą rutynę i być wolna.Wiem,że głupio postępuję ale ja też potrzebuję zrozumienia.
-Twoja mama nie żyje?-uniósł pytająco brwi,ale nie oczekiwał odpowiedzi-współczuję Ci,naprawdę Ci współczuję-powiedział,a ton Jego głosu był po prostu szczery-wiem,jak to jest,kiedy bliska Ci osoba odchodzi-na Jego twarzy pojawił się smutek,zakłopotanie,złość i sama nie wiem co jeszcze,emocje były pomieszane.
-Tobie też ktoś umarł?-wypaliłam. Kurwa,przecież on nie chce o tym gadać. Byłam po prostu ciekawa,nie złośliwa.
-Nie.Ona odeszła- Ona.- ale to chyba jeszcze gorsze,co nie? Twoja mama nie chciała umrzeć, nie zrobiła tego z własnej woli. A Chloe?-pokręcił głową i przełknął ślinę- Chloe odeszła. Po prostu mnie zostawiła. Zostawiła mnie z tym całym gównem całkowicie samego.Z tym całym GÓWNEM. Skąd ja to znam. Zapanowała niezręczna cisza,nie chciałam się go wypytywać o ta całą sytuację,chociaż bardzo chciałam o tym wiedzieć.
-Kiedy zginęła twoja mama?-Naprawdę? N a p r a w d ę? Ja  prowadzę wojnę z samą sobą,żeby się nie wypytywać,a ty tak po prostu zadajesz to pytanie? Nie oszukujmy się,ja naprawdę chciałam się mu wygadać. Nie wiem dlaczego,nie wiem.
-Dwa lata temu,wypadek samochodowy-mruknęłam poprzedzając jego następne pytanie,przez co od razu na mnie spojrzał.
Ciemna,burzliwa noc,silne ręce zaczęły mną potrząsać,otworzyłam sennie oczy.
-Tata?-wymamrotałam i popatrzyłam na zegarek stojący na mojej szafce nocnej. Trzecia w nocy.
-Wstawaj,Cassie,musimy jechać do szpitala-powiedział poddenerwowany.
-Do szpitala? Po co?-popatrzyłam na niego. Był zdenerwowany,cholernie zdenerwowany i smutny.
- Mama... Twoja mama miała wypadek-wykrztusił,wyciągając do mnie moją bluzę-ubierz to i chodź,proszę Cię Cassie-powiedział z desperacją w głosie. Na słowo wypadek podniosłam się do pozycji siedzącej.Wzięłam bluzę do ręki i szybko wstałam z łóżka.
-Jedźmy,szybko-pociągnęłam go za rękę i poszliśmy do auta,dopiero tam ubrałam bluzę. Po jakimś czasie uświadomiłam sobie,że jestem w moich domowych papciach ,jednak nie chciałam się wracać do domu. Tata odpalił samochód,nie odzywając się już więcej. Jechał szybko. Nie zatrzymał się nawet na czerwonych światłach,ale nie obchodziło mnie to wtedy,chciałam być obok mamy.
-To musiało być trudne,prawda?-z moich wspomnień wyrwał mnie głos Justina.
-Tak-pokiwałam głową i popatrzyłam na szumiącą wodę.
Biegliśmy do sali,którą wskazała nam pielęgniarka,weszliśmy tam szybko. Jednak zobaczyłam tylko dwie rzeczy. Blade ciało i prostą kreskę na monitorze.
-Było już za późno-do moich uszu dotarł głęboki głos lekarza. Potem tylko upadek na kolana i rozmazany obraz. 
-Myślę,że ten Ktoś na górze potrzebował kogoś dobrego,nie sądzisz?-zapytał. Ten ktoś na górze. Do tego kogoś mama codziennie się modliła,zawsze miała krzyż na szyi. Była taką dobrą osobą. Dlaczego bóg nie mógł dać jej chociaż kilku lat? Byłoby mi łatwiej,pomogłaby mi dojrzeć i dorosnąć w odpowiednim czasie,jednak to wszystko działo się zbyt szybko. A tata mi nie pomógł. Jednak uśmiechnęłam się na słowa Justina i pokiwałam głową.
-Tak,pewnie tak-mruknęłam cicho,czując,jak robi mi się zimno- a Chloe? Opowiesz mi o tym? Jeśli nie chcesz to oczywiście nie musisz-zastanawiał się przez chwilę i w końcu pokiwał głową.
-Poznaliśmy się przez naszych znajomych,już od początku mi się spodobało i po kilku spotkaniach była już moja-uśmiechnął się głupio- no i byliśmy ze sobą 20 miesięcy,tylko,że wtedy ja popadłem w gówno,moi rodzice się rozwiedli,młodsze rodzeństwo ciągle płakało,mama płakała,wszyscy byli tym załamani,a ona mnie pocieszała-przetarł twarz dłońmi i odetchnął.
Justin's POV
-Na pewno chcesz mówić dalej?-usłyszałem speszony głos Cassie,co wybiło mnie z myśli.
-Tak,chcę-westchnąłem i podniosłem głowę,patrząc na nią. Ciężko było mi mówić o tym wszystkim i na samą myśl o tym mój żołądek się ściskał,jednak w Cassie było coś takiego,co mnie do niej ciągnęło i nie wiedząc czemu chciałem jej to opowiedzieć-pocieszała mnie,ale raz się pokłóciliśmy,poszedłem na imprezę i przypadkowo spotkałem dilera,sprzedał mi trochę,zaćpałem raz,drugi,trzeci,aż w końcu się uzależniłem. Dlatego zdenerwowało mnie to,że twój ojciec tak do mnie powiedział-wytłumaczyłem się szybko.Dziewczyna spuściła głowę i wymamrotała niewyraźne "przepraszam" na co skinąłem głową-raz przyłapała mnie na gorącym uczynku.
Siedziałem w pokoju z głową nachyloną nad stołem i przez banknot wciągałem idealnie ułożoną kreskę. Nagle usłyszałem jak drzwi do pokoju otworzyły się i zobaczyłem tam moją dziewczynę.
-Co ty do chuja tutaj robisz?-podniosłem się szybko z łóżka i podszedłem do niej.
-To nie...bo...kurwa-zacząłem próbować się tłumaczyć,jednak nie wychodziło mi to za dobrze,na co wypuściłem głośne westchnienie.-Nie widziałaś tego-złapałem ją za ramiona,patrząc intensywnie w jej oczy-Nikt nie może o tym wiedzieć,rozumiesz?
Dziewczyna patrzyła na mnie z żalem ale jak i ze złością.Widziałem,jak powstrzymywała chęć wypuszczenia łez z jej zaszklonych oczu,co nie wyszło jej najlepiej,ponieważ po chwili spłynęły one po jej policzkach.
-Dlaczego to robisz?-spytała cicho,a ja poczułem ukłucie w sercu.Ten widok spowodował,że poczułem żal,co było dla mnie czymś nowym.
Nie odpowiedziałem nic tylko wypuściłem ją z uścisku,zaciskając wargi.Bałem się cokolwiek powiedzieć,by bardziej jej nie zmartwić.Wróciłem do swojego poprzedniego miejsca i posprzątałem na stoliku,udając,że nie było tego pytania.
-Odpowiedz mi.-powiedziała bardziej stanowczym głosem,jednak nie wzruszyło mnie to.Nie chciałem jej o tym mówić,była zbyt wrażliwa.
Kiedy nie odpowiadałem,Chloe pokręciła jedynie głową i wyszła z pokoju,trzaskając drzwiami.Spojrzałem tylko w tamtą stronę i usiadłem na łóżku,chowając zrezygnowany twarz w dłoniach.
Westchnąłem ciężko i pokręciłem głową,wyrzucając te wspomnienia z głowy.Popatrzyłem na Cassie,która patrzyła na mnie z zaciekawieniem.Dostrzegłem u niej nutkę smutku w oczach.
-Coś nie tak?-zmarszczyłem niepewnie brwi,obserwując jak dziewczyna nerwowo bawi się palcami.
-Po prostu nie rozumiem,dlaczego życie płata nam takie figle.I nie rozumiem,dlaczego ludzie odchodzą,a najbardziej nie rozumiem,dlaczego odchodzą w tak nieoczekiwanym momencie.W momencie kiedy najbardziej ich potrzebujesz.To wszytko jest tak niesprawiedliwe-powiedziała prawie szeptem,na co od razu pokiwałem głową.
-Też tego nie rozumiem-powiedziałem cicho,spoglądając na wodę.
Przyjemna cisza ogarnęła naszą dwójkę,jedyne co było słychać to delikatny szum morza.Nie sądziłem,że znajdę jeszcze kogoś,kto mnie zrozumie.Po odejściu Chloe trwałem w przekonaniu,że już na zawsze zostanę sam ze swoimi myślami.Jednak w końcu ktoś zmienił moje nastawienie.W końcu ktoś mnie wysłuchał,a co najlepsze zrozumiał.Ta dziewczyna jest wyjątkowa i nie zamierzam tym razem tak łatwo odpuścić.Cassie,jesteś gotowa na nowy rozdział w Twoim życiu?

sobota, 30 maja 2015

Rozdział Trzeci

Cassie's POV
Wróciłam do domu dopiero koło 9 rano,taty nie było. Poszłam do mojego pokoju i zamknęłam się tam.Podpięłam telefon do ładowania i usiadłam na łóżku,wzdychając. Tej nocy siedziałam z Justinem około dwadzieścia minut,potem ktoś go zawołał,pożegnał się i poszedł.Nie dowiedziałam się wiele,wiem jak na razie,ze ma na nazwisko Bieber. Justin Bieber,pięknie brzmi. Wiem też,że ma 19 lat. Po tym,kiedy sobie poszedł byłam na plaży do około północy,a potem poszłam do miasta,chodziłam po sklepach,siedziałam na ławkach i robiłam inne rzeczy,które nie miały większego sensu. Kupiłam sobie tylko napój energetyczny,żeby gdzieś nie zasnąć. Najgorsze w tej całej sytuacji było to,że skończyły mi się papierosy,a ja jestem spłukana. Super,prawda? Popatrzyłam na sufit i stwierdziłam,że póki ojca nie ma w domu pójdę do łazienki. Wyciągnęłam z szafy świeże ubrania i poszłam tam,nalałam do wanny gorącej wody i płyn do kąpieli,przez co zrobiła się w niej piana. Rozebrałam się i weszłam do wanny,pod wpływem ciepła,moje ciało ogarnęło przyjemne uczucie.Zanurzyłam się.Wody było na tyle dużo,że kiedy siedziałam,zakrywała mi wszystko aż po  szyję. Kąpiele to jedna z moich ulubionych rzeczy,jednak kiedy myślałam o tym,że do domu za chwilę wróci tata chciało mi się po prostu wyjść. Wiedziałam,że moje zachowanie było w tamtym momencie nieodpowiednie,powinnam go przeprosić i obiecać,że nigdy więcej się tak nie zachowam. Śmieszne. Zdawałam sobie sprawę,że papierosy są nielegalne i szkodzą zdrowiu,jednak po nich zawsze czułam się znacznie lepiej. Poza tym i tak umrę,kto wie,czy nie zginę w wypadku,jak mama.Pierdolenie o raku płuc jest śmieszne. Nienawidzę czasami moich myśli,nienawidzę,kiedy zostaję z nimi sam na sam. Mam w głowie chore scenariusze,lub wspomnienia z mojego chujowego życia. Popatrzyłam na sufit. Czy to nie dziwne,że jestem w swoim domu,a czuję się,jakbym była włamywaczem? 
Minęło pół godziny,woda zaczęła robić się zimna,a tata nadal nie wracał. Ciekawe czy coś mu się stało. W sumie mam w dupie to,gdzie on jest. Wyszłam z wanny i otuliłam się ręcznikiem,spuściłam wodę i wrzuciłam brudne ubrania do kosza na pranie,po czym włożyłam na siebie nowe. Spięłam włosy w kucyka i wyszłam z łazienki.Poszłam do kuchni i otworzyłam lodówkę,ale nie było w niej nic,na co miałam ochotę,więc sprawdziłam inne szafki. Pustka. Najwidoczniej tata jeszcze nie był w sklepie. Nagle coś przykuło moją uwagę,mianowicie jego portfel,leżący na stole. Cassie,nie ma go,a ty jesteś spłukana. Podeszłam do stołu,wzięłam go do ręki i otworzyłam. Pierwsze,co zobaczyłam to zdjęcia-moje i mamy. Westchnęłam. Nie powinnaś tego robić. Popatrzyłam na banknoty,nie mogłam wziąć za dużo,ale też nie za mało. Musiało wystarczyć mi na kilka paczek i coś do jedzenia na następne 2 dni,albo więcej. W końcu wyciągnęłam 100 dolarów i schowałam je do kieszeni. Poszłam do pokoju po telefon i bluzę na wieczór,gdyby było zimno.Ubrałam trampki i wyszłam z domu. Była godzina 10:00. Na plaży było pełno ludzi,więc został mi park, lub jakaś polana. Zaczęłam kierować się w stronę miasta. Po jakimś czasie dostrzegłam kiosk znajdujący się w głębi bocznej uliczki. Błagam,niech sprzedawca sprzeda mi tam papierosy. Weszłam do środka,a moim oczom ukazał się młody mężczyzna, miał kolczyki w uszach i pełno tatuaży. Wydaje się być okej. Podeszłam do kasy.
-W czym mogę pomóc?-uśmiechnął się lekko patrząc na mnie z góry na dół.
-Chciałabym kupić paczkę papierosów-mruknęłam po chwili,a on zmarszczył brwi.
-Mogę prosić dowód?-zapytał. Do cholery,już cie nie lubię.
-Nie jestem pełnoletnia-powiedziałam,przerzucając ciężar ciała na druga nogę-sprzedasz mi je,czy mam już iść?
-Nie powinienem tego robić,ale okej-zaśmiał się-które chcesz?-uśmiechnęłam się i wskazałam palcem na moje ulubione.
-Chwilka,pójdę po nie-poszedł na zaplecze,na co zmarszczyłam brwi.Przecież one stały na szafce.. Po krótkiej chwili wrócił i postawił je na blacie- nie kupiłaś tego tutaj,jasne?
-Jasne-podałam mu banknot chowając paczkę do kieszeni. Po chwili otrzymałam resztę,więc wyszłam ze sklepu bez slowa.
Chwilę później otworzyłam pudełeczko.Już wiem dlaczego poszedł na zaplecze. Znajdowała się tam karteczka z numerem telefonu z dopiskiem seksowny sprzedawca, David-zadzwoń :) Zaśmiałam się sama do siebie. Seksowny,tak? Cholera,Justin jest seksowniejszy. Ciągle miałam go w głowie,ale co mogłam poradzić na to,że ten chłopak to po prostu perfekcja? Westchnęłam,próbując  przestać o tym myśleć. Zapaliłam pierwszego papierosa,idąc dalej.
-Hej-usłyszałam niski głos,na co odwróciłam głowę i zobaczyłam chłopaka w kapturze,nie widziałam jego twarzy i nie wiedziałam,czego ode mnie chciał-zaczekaj-zatrzymałam się,a on do mnie podszedł i zdjął kaptur.Wow. Chłopak był strasznie przystojny,miał coś koło 18 lat.
-Um...?-uniosłam zakłopotana brwi. Uśmiechnął się lekko i wyciągnął coś z kieszeni. Mianowicie, był to skręt.Uniosłam zdziwiona brwi,nie za bardzo wiedząc czego mam się spodziewać.
-Pomyślałem,że skoro już palisz papierosa,to może masz ochotę na to?-oblizał szybko swoje malinowe wargi i posłał mi czarujący uśmiech.Wow.
Zmierzyłam go wzrokiem i zatrzymałam go na jego włosach.Były ciemne i idealnie postawione do góry.Zjeżdżając wzrokiem trochę niżej popatrzyłam w jego brązowe tęczówki,które przyprawiły mnie o dreszcze.Miał piękne oczy.Jego usta wygięły się ponownie w małym uśmieszku,na co zrobiło mi się gorąco.Woah,chłopcze.
-Nie wzięłam ze sobą pieniędzy-skłamałam.Nie chciałam się pakować w to gówno,chociaż strasznie mnie korciło.Ale nie potrzebowałam wydawać niepotrzebnie pieniędzy,wolałam przeznaczyć je na coś innego.
-Kochanie,dostaniesz go za darmo-zaśmiał się lekko,ukazując rząd białych zębów.Przeczesał włosy palcami,jednak i tak zostały w takim samym stanie.Zagryzłam dolną wargę na ten widok i uśmiechnęłam się mimowolnie.
-No skoro nalegasz-wzruszyłam ramionami i wyciągnęłam dłoń po przedmiot. Podał mi go.-dzięki.
-Do usług-mruknął nie spuszczając ze mnie -jak masz na imię?-zapytał.
-Cassie-westchnęłam cicho,nie powinnam tego robić-a ty?
-Brooklyn-uśmiechnął się i oblizał usta-zawsze możesz znaleźć mnie tu w okolicy-dodał po chwili,założył kaptur i odszedł.
Schowałam draga do kieszeni i zaczęłam iść. Cholernie chciałam to zapalić.Tak,rodzice,nauczyciele i inni zawsze mówili,że łatwo jest się uzależnić. Pierdolenie. Po około 15 minutach doszłam nad rzekę.Rosło tam trochę drzew,więc mogłam za nimi usiąść,wprawdzie znajdowałam się wtedy blisko głównej ulicy,ale co z tego. Usiadłam więc za pniem większego drzewa,oparłam się o nie i odpaliłam. Włożyłam skręta do ust i zaciągnęłam się. Wow,to jest 10 razy lepsze od papierosów. 
Przymknęłam oczy,znajdując się w idealnym stanie. Tego nie da się określić. Jest po prostu zajebiście. Nagle poczułam na ramieniu rękę.To nie była ręka dziewczyny,ani młodego chłopaka. To była ręka jakiegoś faceta.
 Faceta w mundurze policyjnym.
k u r w a.
-Witam.-popatrzyłam na mężczyznę i podniosłam się z ziemi,wyciągnął do mnie rękę,więc oddałam mu skręta.
-Dzień dobry-powiedziałam,głupiejąc. Nie wiedziałam co mam zrobić. Spierdalać czy po prostu z nim iść. Wyciągnął do mnie ręce i chwycił moje,jednak nie zakuł mnie w kajdanki.Poszliśmy do radiowozu. Usiadłam z na tylnich siedzeniach i popatrzyłam w szybę, nie bałam się policjanta,komisariatu,kary,niczego. Tylko ojca. Będzie mnie kontrolował. O ile po niego zadzwonią. Nie wyjdę nigdzie w nocy,nie zapalę papierosów,mozliwe,że weźmie mi nawet telefon. Nie spotkam się z Justinem. Co mi odbiło,dlaczego zrobiłam to tak blisko głównej ulicy?
-Może da mi Pan to chociaż wytłumaczyć?-zapytałam,przytłoczona ciszą w policyjnym samochodzie. Usłyszałam szorstki śmiech.
-Jasne,że dam Ci to wytłumaczyć.-uśmiechnął się idiotycznie-na komisariacie. Ostatnio w mieście chodzi wiele nastolatków,naćpanych nastolatków. Szukamy dilerów. Jak na razie mam nadzieję,że nam pomożesz,jeśli nie-poniesiesz gorsze konsekwencje. To już twój wybór.
Westchnęłam,a przed oczami momentalnie pojawiła się twarz Brooklyna,nie mogłam go wsypać, zawsze,zanim coś zrobiłam, próbowałam postawić się na miejscu drugiej osoby. Wiec tak; gdybym była dilerem za nic nie chciałabym,żeby ktoś mnie wsypał. W szczególności nie osoba,której dałam towar za darmo. Dlatego,nie miałam zamiaru niczego powiedzieć policjantom. Przecież to nie wina tego chłopaka,sama chciałam to wziąć,a wpadłam przez własną głupotę. Poza tym, Brooklynowi grozi wiezienie a mi jedynie kara od ojca.
Auto zatrzymało się,więc wysiadłam i poszłam za facetem,zaprowadził mnie do mniejszego pomieszczenia po czym wyszedł,mówiąc,ze zaraz ktoś do mnie przyjdzie,faktycznie, po chwili drzwi się otworzyły. Facet,który wszedł był znacznie młodszy od tamtego,usiadł za biurkiem,na przeciwko mnie.
-Starszy oficer Brad Shtainer-przedstawił się- Cassie Morgan,tak? -zapytał,na co skinęłam głowa i oparłam się- nie mieszkasz tu,prawda?
-Prawda-mruknęłam,patrząc uważnie na papiery,które przeglądał.
-Więc,gdzie to kupiłaś?-poprawił się na krześle i popatrzył na mnie.
-Nie kupiłam,znalazłam,ktoś mi to podrzucił.-słabe kłamstwo,wiem.
-Może jeszcze zapalił i włożył ci do buzi,na dodatek kierował twoim ciałem,hm?
-Nie,to nie tak,zapaliłam to sama bo... bo chciałam,po prostu chciałam spróbować-pokręcił głową.
-Kłamanie nie bardzo ci wychodzi-zaśmiał się sztucznie- więc,jak nazywał się ten ktoś,kto ci to sprzedał?
-Nie wiem-skłamałam kolejny raz.
-Czyli to kupiłaś?-wyłapywał mnie za słówka. Chujek.
-Bez przesady,tego nie powiedziałam.-mruknęłam przecierając oczy.
-Dobra,kupiłam to- rozmowa,która stała się już  głupią gierką na słowa,zaczęła mnie nudzić- tak,kupiłam to,ale nie wiem,kim był. Pamiętam,że miał białą bluzę,jeansy i kaptur,to tyle- chciałam brzmieć poważnie,bo Brooklyn miał czarną bluzę i ciemne spodnie- no tak, jeszcze szare adidasy z nadrukiem nike.-pokiwał głową i zanotował wszystko na kartce. O tych butach tez zmyśliłam,były czerwone,z adidasa,jednak mi uwierzył.
-Okej,to tyle,zadzwonię po twojego ojca,to on poniesie konsekwencje za ciebie,bo nie jesteś pełnoletnia,daj mi jego numer.Skinęłam głową i podytowałam mu. Zadzwonił.
-Bob Morgan? Proszę o odebranie pańskiej córki,Cassie,z komisariatu na Walker Street,została przyłapana na zażywaniu narkotyków w miejscu publicznym. Dziękuję.
Minęło zaledwie dziesięć minut i tata się zjawił.Tryskała od niego złość. Wiedziałam,że nie czeka mnie przyjemna rozmowa.
-Dzień dobry-mruknął szorstko do komisarza i chwycił mnie mocno za ramię.
-Ze względu na to,że to pierwsze złapanie tutaj,nie poniesie Pan konsekwencji,ale to ostatnie ostrzeżenie.
-Rozumiem,do widzenia-wyszliśmy,popchnął mnie do auta i również wsiadł.
-Tłumacz się-warknął na mnie.
-Nie mam z czego,po prostu zapaliłam skręta-uśmiechnęłam się sztucznie.
-Szlaban,zakaz wychodzenia z domu,nawet na plażę,kiedy wrócimy wezmę twój telefon i laptop,żeby nie było niejasności. Kto Ci to sprzedał?
-Nie wiem-po jego słowach poczułam,że ogarnia mnie złość,dlatego nie chciałam się kłócić,aby nie stracić nad sobą panowania-miał kaptur,po prostu zapłaciłam i odeszłam.Brooklyn. Ojciec popatrzył na mnie i tylko westchnął. W jego oczach widziałam żal i pogardę. Po kilku minutach wysiedliśmy. Weszłam do domu.
-Komórka-mruknął,wyciągając rękę. Oddałam mu ja bez większych sprzeciwów,inaczej przeszukałby mi kieszenie,tym samym natykając się na papierosy. -laptopa nie musisz oddawać,wyłączę internet- cholera? laptop bez internetu mi się nie przyda-to wszystko,teraz idź do pokoju i nie wychodź.
Skinęłam głową i poszłam,mogłam się z nim wykłócać,ale po co? Straciłabym panowanie,on powiedziałby coś o mamie,atmosfera byłaby jeszcze gorsza,więc po co mi było to wszystko? Z jednej strony cieszyłam się,że nie zrobił mi żadnego kazania,a z drugiej to było po prostu gorsze,niż zrobienie go. Wiedziałam,że teraz będzie mnie kontrolował,a jednocześnie ignorował,a to był mój czuły punkt. Nienawidzę,kiedy ktoś mnie ignoruje. Wyszłam na balkon i patrzyłam na plażę,przepełnioną ludźmi,szczęśliwe parki,rodziny,przyjaciółki,niektórzy byli pijani,niektórzy smutni,zdenerwowani,albo po prostu szczęśliwi. Moją uwagę przykuł jednak chłopak przechodzący w miarę blisko mojego domku. Justin. Popatrzyłam na niego,nie mogę wychodzić z domu ale chciałam się z nim spotkać. Tamtej nocy na plaży mnie zrozumiał,po prostu zrozumiał,dlaczego tam jestem. Chcę z nim pogadać.
-Justin! -krzyknęłam z góry,usłyszał to,oglądnął się za siebie i zatrzymał patrząc na ludzi- na górze!-popatrzył najpierw na niebo,na co się zaśmiałam,jednak po chwili wyłapał mnie wzrokiem,pomachałam mu.
-Cassie! Cześć!-uśmiechnął się,odmachując.
-Poczekaj tam na chwilę!-weszłam z powrotem do pokoju i zbiegłam na dół. Tata był w łazience. Bóg mnie kocha. Wychodząc,trzasnęłam drzwiami,ale nie zwróciłam na to uwagi. Wyszłam przed domek. Faktycznie,zaczekał tam,kopał w piasek i gwizdał. Podeszłam do niego.
-Cześć Cassie,cały dzień nie było cię na plaży,przynajmniej ja Cię nie zauważyłem- Szukał mnie- byłaś w domu?-pokręciłam głową.
-Byłam na komisariacie-mruknęłam.
-Woah,byłaś świadkiem jakiegoś wypadku,czy coś?-zaśmiałam się.
-Nie,przyłapali mnie na paleniu skręta,tata musiał mnie odebrać.
-Niegrzeczna dziewczynka-poruszył brwiami i zaczął się śmiać.- w każdym razie idę do sklepu. Chcesz się przejść?
- Um..-zaczęłam-mam zakaz wychodzenia z domu. Skrzywił się. Tak,wiem,to żałosne.
-Ale jesteś przed domem,więc z niego wyszłaś,kolejny sprzeciw-pokręcił głową- nieładnie Cassie,nieładnie.-on jest przeuroczy,poprawił mi humor. Zaczęliśmy się śmiać,jednak dobry nastrój przerwało chrząknięcie. kurwa,ojciec. Justin odwrócił głowę i popatrzył na niego. Gdyby nie krzyki ludzi i szum morza,stalibyśmy w kompletnej ciszy.
-Cassie,do chuja,miałaś nie wychodzić z domu,tak?-zmierzył mnie wzrokiem,na co Justin lekko odsunął mnie do tyłu- a ten chłopak to? Twój diler? -uniósł brwi, Justin zacisnął rękę w pięść,najwyraźniej mu się to nie spodobało. Patrzyli na siebie w ciszy,obydwoje byli cholernie wkurwieni.Chciałam ich uspokoić i odciągnąć,jednak nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa.Stałam jak sparaliżowana,wiedząc,że została chwila,zanim rzucą się sobie do gardeł.

Jest już trzeci rozdział!
Na początku: dziękujemy za wszystkie komentarze. Jeśli chcecie się z nami skontaktować zajrzyjcie do zakładki kontakt. Jest tam ask i twitter.
Mamy nadzieję,ze rozdział wam się spodobał,jeśli tak,skomentujcie. Jest to ogromna motywacja do dalszego pisania.
Poza tym w zakładce bohaterowie pojawiły się dwie nowe postacie. :)
Zapraszam na:
o&w

piątek, 22 maja 2015

Buttony

Rozdział Drugi

/notka pod rozdziałem/
Justin's POV:
Była już noc,coś koło północy. Nie myślałem szczególnie o tym,która jest godzina. Usiadłem na kocu, który był rozłożony przy ognisku i spojrzałem na grupkę znajomych,po czym skupiłem swój wzrok na ogniu.Ciągle miałem przed oczami TĄ dziewczynę,głupie,prawda? Mijam na plaży codziennie pewnie po kilkaset dziewczyn,ale ona? Mój Boże.
Szedłem z Ryanem,gadając o głupotach,byliśmy trochę zanurzeni w wodzie.Odwróciłem wzrok z zamiarem popatrzenia na morze,jednak moim oczom ukazała się dziewczyna.  Miała lekko mokre włosy,brązowe oczy,którymi wpatrywała się w moje.Jej warga lekko zadrżała,na co się uśmiechnąłem i ruszyłem za Ryanem.
Od tego pieprzonego momentu cały czas o tym myślałem. Tylko jest jeden,mały problem. Po odejściu Chloe,ja nie chcę mieć już dziewczyny,nigdy się za żadną nie ubiegałem,nie chciałem tego robić.

Chloe usiadła na łóżku i schowała twarz w dłonie.Nie wiedziała już co ma robić,on się zmienił.Zmienił się i to bardzo.Nie mogła uwierzyć w to,co się właśnie dzieje.Pociągając nosem podniosła wzrok na chłopaka i widząc jego załamany wyraz twarzy,zacisnęła wargi.Potrząsnęła głową.Nie mogła tak dłużej.Podeszła do drzwi i przed złapaniem za klamkę,spojrzała na szatyna bezradnym wzrokiem.
-To koniec-szepnęła i otworzyła drzwi,jednak zanim zdążyła wyjść,Justin mocno szarpnął ją za rękę.
-Nie!-wrzasnął pod wpływem emocji i odwrócił jej drobne ciało w swoją stronę,zaczynając nim potrząsać.-Nie zrobisz mi tego,rozumiesz?!-warknął jej w twarz-Nie możesz!
Niebieskooka blondynka patrzyła na niego pustym wzrokiem,zanim wyrwała się z jego mocnego uścisku.Wiedziała,że dłużej już nie wytrzyma.Kochała go,ale nie chciała zostać.Nie mogła.
-Żegnaj-powiedziała cicho i wyszła z pomieszczenia.
Oddech chłopaka przyspieszył,a on poczuł pierwszy raz w życiu jak zbiera mu się na płacz.Czuł jak rozrywa go wszystko od środka.Ten ból był nie do zniesienia.Nie mógł przyjąć do siebie faktu,że go zostawiła.Jedyna osoba którą kochał po prostu odpuściła.Ze złości kopnął w drzwi i podszedł do ściany,zaczynając w nią uderzać mocno zaciśniętymi pięściami,jakby miało mu to pomóc.Ale nie obchodziło go to,czy miało to jakikolwiek sens.Chciał po prostu dać upust wszystkim emocjom.Nie chciał czuć tego bólu.Nie chciał czuć niczego.

Potrząsnąłem głową,odsuwając od siebie to wspomnienie i wziąłem kolejną puszkę piwa,otwierając ją i biorąc parę łyków.Wpatrywałem się pusto w ognisko i schowałem wargi do środka,myśląc.
-Hej,Bieber,jaki jest Twój problem?-mruknął John,siedzący obok mnie,sprawiając wrażenie,jakby naprawdę go to obchodziło.Wiem,że nie obchodzi,stary.
-Nic.-odparłem krótko,nie chcąc o tym gadać.Na pewno nie z żadnym z chłopaków.Nie dlatego,że im nie ufałem czy coś,po prostu pomyśleliby,że jestem totalną cipą.To nieprawda.Ja po prostu też mam uczucia,jak każdy.Co ja do cholery wygaduję?
Chłopak wzruszył ramionami i wrócił do rozmowy z pozostałymi.Spojrzałem na Jasmine,posyłając jej znaczące spojrzenie,sygnalizując,że mam problem.Dziewczyna od razu wychwyciła gest i odłożyła puszkę z trunkiem obok siebie,wstając.Skinęła głową w stronę molo,na co od razu wstałem i ruszyłem za nią,nawet nie zwracając uwagi na to,jak zareagują John i Tyler.Kiedy byliśmy już na miejscu,usiadłem na krawędzi pomostu i ponownie wypuściłem z ust głośne westchnienie,wpatrując się w wodę.
-Woah,to naprawdę coś poważnego-stwierdziła Jas,widząc moje zachowanie i usiadła obok.
Spojrzałem na nią,a na moich ustach pojawił się mały uśmiech.Uwielbiałem ją.Zawsze była najlepszą przyjaciółką,zawsze mi pomagała i wspierała.Była jedyną osobą,która mnie rozumiała.
-Yep-odparłem,akcentując literę 'p' i spojrzałem ponownie przed siebie.Czułem jak moją twarz otula chłodne powietrze,ale nie przeszkadzało mi to teraz.Za bardzo skupiałem się na swoich myślach.
-No więc?-zagryzła delikatnie dolną wargę,patrząc na mnie lekko zmartwiona.Nie dziwię jej się.Rzadko widuje mnie w takim stanie.To nie w moim stylu-przejmować się.
-Czy to możliwe,że ktoś może zastąpić Chloe?To znaczy...-urwałem i podniosłem na nią wzrok.Z jej twarzy można było odczytać zmieszanie.
-Co masz na myśli?-spytała swoim ciepłym głosem,patrząc na mnie wyczekująco.Westchnąłem i odchrząknąłem cicho zażenowany przed kontynuowaniem.
-Po prostu chyba zrozumiałem,że nie mogę być wiecznie sam.-mruknąłem pod nosem.-Nie musisz mi mówić,że brzmię jak kompletna cipa,dobrze o tym wiem.-zaśmiałem się lekko.
Dziewczyna również się zaśmiała,potrząsając delikatnie głową,a jej twarz przybrała spokojniejszy wyraz.Była piękna.Naprawdę,mógłbym powiedzieć,że była jedną z najpiękniejszych dziewczyn jakie widziałem.Ale czy mógłbym z nią być?Nie wiem,raczej nie.Nie wyobrażam sobie bycia w związku z osobą,z którą tak dobrze się znam.No bo czy związki nie tworzą się właśnie dlatego,że druga połówka nie wie o tobie wszystkiego? Minęła dłuższa chwila,kiedy w końcu zabrała głos.
-Tak,to jest możliwe,Justin-powiedziała cicho- masz rację,musisz o niej zapomnieć,wiem,łatwo powiedzieć,nie? Ale nie masz zamiaru rezygnować z miłości do końca życia przez jedną sukę,prawda?-uniosła brwi.
Gdybyś tylko wiedziała,jak dużą częścią mojego życia ona była.
Popatrzyłem na Jasmine,stwierdziłem,że jest lekko zmartwiona,jednak cierpliwie czekała na moją odpowiedź i nie doczekała się jej. Zgubiłem się we własnych myślach. Dlaczego ona mnie zostawiła? Dlaczego wychodząc,powiedziała,że mnie kocha? Gdyby mnie kochała,pomogłaby mi,a nie odeszła. Czy każde wypowiedziane przez nią ,,Kocham Cię" były kłamstwem? Czy składała mi obietnice tylko po to,by je złamać? Dlaczego mi to zrobiłaś,Chloe? Dlaczego? Nie wiem.
-Justin-poczułem na swoim ramieniu rękę,rękę Jasmine.Zawsze była cierpliwa,szczególnie w takich sytuacjach,więc uświadomiłem sobie,że musiałem myśleć bardzo długo- przestań o niej myśleć,rozumiesz? Nie zmienisz przeszłości,a myśląc o niej nie zrobisz nic z przyszłością-uniosłem głowę i popatrzyłem w jej oczy i zobaczyłem w nich łzy.
-Dlaczego płaczesz?-wyciągnąłem ręce i przytuliłem ją do siebie.
-To jedna z niewielu sytuacji,w której jest źle, naprawdę źle,a ja nie potrafię ci pomóc-jej głos się załamał,a ja poczułem,że zaczęła lekko się trząść i cicho płakać,na tyle cicho,że chłopcy tego nie słyszeli.
-Pomogłaś mi,zawsze mi pomagasz,nie płacz-westchnąłem.Nigdy nie potrafiłem uspokajać dziewczyn,jednak Jas przetarła oczy i popatrzyła na mnie z żalem.Pocałowałem ją w czoło i pogładziłem po plecach,kiedy oparła policzek o moją klatkę piersiową.

Cassie's POV:
Po południu wróciłam do domku,przed oczami ciągle mając postać chłopaka,z którym miałam styczność na plaży.Czułam,że nie powinnam,ale i tak pragnęłam go chociażby jeszcze raz zobaczyć.Czy to dziwne?Może.Ale cholera,czułam,że chcę usłyszeć jeszcze raz ten jego chrapliwy głos,jeszcze raz popatrzeć w jego piwne oczy i malinowe,pulchne usta.Ogarnęła mnie chęć zmierzwienia jego idealnych włosów i pozostawienia ich w nieładzie.Boże.
Dochodząc do miejsca,w którym spędzałam swoje wakacje z tatą,potrząsnęłam głową,odsuwając od siebie te dziwne myśli.Weszłam do domku i postawiłam torbę pod ścianą,zdejmując buty,po czym spojrzałam w lustro.Chwila.Czy ja się rumienię?Nie.
Poszłam do swojej małej sypialni i otworzyłam okno na szerz,czując jak moją skórę otula ciepły,letni wiatr.Uwielbiałam to.Sięgając do szafeczki przy łóżku,wyjęłam z niej paczkę papierosów i wyciągnęłam jednego.Czułam,że muszę się zrelaksować i uwolnić mój umysł od wszystkich myśli,a to było jedynym rozwiązaniem.Wkładając go do ust,wzięłam w dłoń zapalniczkę i podpaliłam końcówkę papierosa,od razu się zaciągając.Chwilę później ogarnęło mnie znajome miłe uczucie,które przeszyło moje ciało.Wzdychając cicho z ulgą wypuściłam dym i oparłam się biodrem o parapet.Tak.To było to co potrzebowałam.Nagle za sobą usłyszałam ciche odchrząknięcie,na co moje ciało zamarło w bezruchu.Cholera. Dobrze wiedziałam,że stoi tam tata,ale nie mogłam się odwrócić w jego stronę,nie chciałam. I tak czeka Cię ta rozmowa,wiesz? Głos w mojej głowie był teraz ostatnim,czego potrzebowałam. Zaczerpnęłam powietrza i odwróciłam się w stronę ojca,nadal trzymając papierosa w ręce.Popatrzyłam na jego twarz,a z niej mogłam odczytać naprawdę bardzo dużo. Zmartwienie,jednocześnie zdenerwowanie,żal do mnie,a to wszystko w jednym momencie.
-Cassie Morgan,co ty,do cholery robisz?-chyba chciał to powiedzieć spokojnie,jednak mu to nie wyszło i mimowolnie na mnie warknął. Nie miałam zamiaru go przepraszać za to,że palę,bo to jest moje życie. Jeśli oczekiwał,że zacznę prosić go o przebaczenie,grubo się mylił.
-Jak widać,palę-zaczęłam-palę od dwóch pierdolonych lat,a ty tego nie zauważyłeś?-i to jest właśnie moment,kiedy mówię to,co myślę. Cassie przestań,on Cię kocha i chce dla ciebie dobrze,uspokój się. Nie.- poprzedzając twoje następne pytanie,nie oddam ci papierosów i nie przestanę tego robić-jeśli już musimy gadać,niech wie o wszystkim. Popatrzył na mnie a na jego twarzy widniała teraz tylko złość.
-Po pierwsze nie zwracaj się tak do swojego ojca-powiedział,robiąc krok do przodu,na co chwyciłam paczkę do ręki- po drugie,to nielegalne,Cassie-jego głos z każdym słowem brzmiał coraz głośniej- po trzecie,niszczysz sobie zdrowie. Uważasz,kurwa,że twoja matka byłaby z ciebie dumna!?-wrzasnął,jego nerwy puściły. Patrzył na mnie wzrokiem przepełnionym złością,sama dobrze wiedziałam,że jeśli powie jedno słowo więcej ja też się nie pohamuję i wygarnę mu wszystko.- Nie tak Cię wychowaliśmy!- Przegiął,teraz możesz wszystko mu powiedzieć.
- A myślisz,że z ciebie byłaby dumna?-prychnęłam,ciągle na niego patrząc- myślisz,że gdybym po jej śmierci miała jakieś wsparcie z twojej strony wpakowałabym się w to gówno? Tak myślisz,tato?-uniosłam brwi,jednak nie chciałam usłyszeć odpowiedzi na ani jedno z tych pytań-Wyobraź sobie,że byłoby zupełnie inaczej i pomyśl o tym,że nie tylko ty przeżywałeś jej śmierć. Byłeś dorosły,dojrzały. A ja? Ja miałam piętnaście lat! Wydaje ci się,że to jest łatwy okres w życiu nastolatki?-wróciłam myślami do tamtych wydarzeń,po chwili znowu zabierając głos- Zadbałeś tylko o siebie,wizyty u psychologa,miałeś wszystko,naprawdę wszystko,a ja nic i jedyne,co możesz teraz zrobić,to podziękować Megan-warknęłam. Zamurowało go. Ubrałam w kilka sekund bluzę,wzięłam zapalniczkę i włożyłam ją razem z papierosami i telefonem do kieszeni,po czym wyszłam z pokoju omijając go. Zbiegłam po schodach i ubrałam pierwsze lepsze trampki po czym wyszłam z domu,trzaskając drzwiami. Zaczęłam iść przed siebie i kiedy byłam w wystarczającej odległości od domku,usiadłam na kamieniu przy brzegu. Jeśli będzie tu szedł,zobaczę go i sobie pójdę.Przez kilka minut nieprzytomnie patrzyłam na morze,w końcu wyciągnęłam całą zawartość mojej kieszeni,odpaliłam kolejnego papierosa i zerknęłam na telefon.Wyświetlacz wskazywał godzinę 20:00,na co cicho westchnęłam.Od śmierci mojej mamy,kłócę się z tatą coraz częściej,co zaczyna mnie już męczyć.Bardzo go kocham,ale czasami jest nie do zniesienia.Albo po prostu tak mi się tylko wydaje.Nagle usłyszałam kroki,zbliżające się za mną w moją stronę ale postanowiłam to zignorować.Obracałam w dłoni swój telefon,mimowolnie dostając ciarek kiedy osoba była coraz bliżej.Poczułam jak staje za mną i nachyla się,a ja nie miałam odwagi się odwrócić.Bałam się.Bałam się jak nigdy,cokolwiek zrobić czy powiedzieć.Dziwne.
-To znowu ty-usłyszałam przy swoim uchu znajomy mi już chrapliwy głos,na co wstrzymałam oddech.To on.O boże.
Odwróciłam powoli i niepewnie głowę w stronę towarzyszącej mi osoby i moim oczom ukazała się widziana już wcześniej sylwetka.To samo umięśnione ciało i ta sama twarz,na której widniał ten sam uśmiech,który widziałam wcześniej.Otworzyłam usta ale zamknęłam je równie szybko.Zamurowało mnie.Nie wiedziałam kompletnie co mam powiedzieć,jakby ten chłopak rzucił na mnie jakiś czar.Cholera,co ze mną nie tak? Nie potrafiłam wydusić z siebie słowa. Cassie,idiotko,jesteś świadoma,na kogo teraz patrzysz? Chłopak uśmiechnął się do mnie i usiadł obok. Wydawało mi się,że był cholernie pewny siebie.
-Jestem Justin-oblizał usta i wyciągnął do mnie rękę. Justin. Piękne imię.
-Cassie-podałam mu swoją twierdząc,że po prostu ją uściśnie i mnie puści,jednak przyłożył ją sobie do warg i delikatnie musnął. Mam pytanie, jak po brzuchu może latać tyle motyli?
-Miło mi cię poznać,Cassie-powiedział ciepłym głosem i przeczesał ręką włosy.
Jak można być tak idealnym?
Posłałam mu delikatny uśmiech i zabrałam dłoń,cicho odchrząkując po czym przeniosłam wzrok na wodę.Poczułam jak dłonie zaczynają mi się pocić,co nigdy mi się nie zdarzało.Musiało być ze mną bardzo źle.
-Co tu robisz o tej porze?-spytał niespodziewanie,wyrywając mnie z przejmowania się tym,jak wyglądam i co się ze mną dzieje.
-Potrzebowałam chwili,żeby pomyśleć-spojrzałam na niego,próbując wyczytać coś z jego twarzy.Nic.Jakby był zły,smutny,szczęśliwy,nieśmiały i pewny siebie na raz.
-Coś się stało,prawda?-popatrzył mi w oczy. kurwa. 
-Tak.. nie chcę o tym gadać-westchnęłam-skąd wiesz?
-Miałem kiedyś dziewczynę-przełknął ślinę i dopiero w tym momencie mogłam zobaczyć,że posmutniał. Musiało zdarzyć się coś co mocno przeżył i nikt mu nie pomógł. Mamy trochę wspólnego Justin. W mojej głowie pojawiły sięmiliony scenariuszy na temat tego,co mogło się stać z tą dziewczyną,znowu miałam mętlik w głowie i nie mogłam niczego złożyć w całość. W takich momentach zazwyczaj paliłam,ale gdyby mu się to nie spodobało i po prostu by poszedł? Albo miał o mnie gorsze zdanie? Nie. Chcę żeby tu ze mną siedział. Popatrzyłam na chłopaka i w tym momencie cholernie chciałam go przytulić,nie wiedząc dlaczego. Cholera,o czym ja myślę. Poczułam jak moje policzki robią się czerwone,jednak było na tyle ciemno,że nie mógł tego dostrzec. Dzięki Ci Boże. Odwróciłam wzrok i skupiłam go na paczce papierosów,leżącej na piasku.
-Mogę?-Justin wyciągnął rękę w jej stronę a ja odruchowo podniosłam wzrok.
-Tak,jasne-powiedziałam cicho i podałam mu ją,a jego dłoń dotknęła mojej,na co przeszedł mnie przyjemny dreszcz.
Patrzyłam z uwielbieniem na szatyna,który zaciągał się dymem papierosowym.Wciągał przez to policzki,prezentując przy tym swoje wyrzeźbione kości policzkowe.Kurwa.Wyglądał tak idealnie.Nie byłam w stanie nawet opisać jak bardzo.Mimo chęci zapalenia,nie zrobiłam tego.Może to dlatego,że nie chciałam wyjść na złą albo i dlatego,że po prostu nie potrafiłam się ruszyć.Mój wzrok zatrzymał się na jego tatuażach.Miał ich bardzo dużo,ale nie przeszkadzało mi to.Moim zdaniem,sprawiało to,że był jeszcze bardziej pociągający.Czy tak w ogóle się da? Minęło kilka minut,Justin skończył palić papierosa,rzucił go na piasek i przygasił butem,po czym na mnie popatrzył.
-Nie boisz się,że ktoś może tu przyjść i ci coś zrobić? Jest prawie noc-jego głos zabrzmiał cholernie opiekuńczo. Chciałabyś,żeby martwił się o ciebie już zawsze,prawda Cassie? Tak.
Chwila,o czym ja do cholery myślę.
-Ja...-zaczęłam,otwierając usta,jednak chłopak mi przerwał.
-Rozumiem,chcesz poukładać myśli i nie myślisz o innych rzeczach,prawda? Też tak czasami mam-Panie Boże,zesłałeś go z nieba?


Cześć,więc na samym początku chciałyśmy podziękować za te miłe komentarze,które pojawiły się pod pierwszym rozdziałem.Prosimy o więcej,to naprawdę nas motywuje!
Pytania oraz inne opinie dotyczące rozdziału możecie zadawać na naszym twitterze lub asku poświęconym temu fanfiction.Możecie dać tam follow,żeby śledzić wszelkie informacje odnośnie rozdziałów.
Oprócz tego pojawił się także zwiastun,piszcie w komentarzach co o nim sądzicie
Do następnego!
o&w



poniedziałek, 18 maja 2015

Rozdział pierwszy

Było słoneczne popołudnie,właśnie spakowałam się na plażę. Podeszłam do okna i z rozglądania się po okolicy wyrwał mnie jakiś trzask-to tata robił coś przed domkiem letniskowym. Przyjezdżamy w to miejsce każdego lata i w sumie mogę nazwać to nasza tradycją. Kiedyś ogrodem i domem z zewnątrz zajmowała się moja mama,kiedyś... Dwa lata temu zginęła.
Dwa lata-to tak dużo czasu,ale do dziś pamiętam wszystko, pamiętam twarz lekarza,który powiedział mi,że ona nie żyje,do dzisiaj pamiętam pielęgniarkę,która wtedy mnie pocieszała,pamiętam twarz zapłakanego taty,jego psychologa,nosze,na których ją wywieźli,miejsce wypadku,pamiętam ludzi na pogrzebie,trumnę,grób,mogłabym w sumie to wszystko dokładnie opisać,z każdym,najmniejszym szczegółem.Znam na pamięć nawet przemowę,którą wygłosiłam na pogrzebie.Od tego wydarzenia zmieniło się nie tylko moje życie,ale i ja,i nie chodzi mi o wygląd,tylko o charakter.Po pierwsze mam strasznie niewyparzony język-kiedy coś mnie zdenerwuje po prostu mówię to co myślę,a nie każde moje słowo jest dla innych szczególnie miłe. Po drugie nie okazuję uczuć,część osób mówi na takie coś ,,suka bez uczuć" jednak ja je mam,każdy człowiek je ma,ale nie każdy oznajmia wszystkim,że jest smutny,zły,szczęśliwy,albo inne. Oprócz tego palę-zawsze mam przy sobie paczkę papierosów,mój tata o tym nie wie-nie ma po co wiedzieć. Naprawdę zmieniło się bardzo dużo.Po mojej ''przemianie" odeszło bardzo dużo osób,twierdząc ,,że jestem inna i nie da się już ze mną pogadać." Czy przejęłam się tym że oni odeszli? Szczerze to nie bardzo,takie sytuacje uświadamiają ile osób wokół ciebie było fałszywych. W momencie kiedy wszyscy się ode mnie odwrócili była ze mną tylko Megan,przyjaźnimy się od dzieciństwa,mamy mnóstwo wspomnień,dorastałyśmy razem a przede wszystkim: bezgranicznie jej ufam,wie o wszystkim,naprawdę wszystkim,nie ma rzeczy,o której ona nie wie. Jestem jej wdzięczna za to,że zawsze przy mnie jest,mimo całego gówna,w które się czasami pakuję,tylko i wyłącznie przez swoją głupotę,a ona nigdy mnie nie zostawiła.
Z przemyśleń wyrwał mnie kolejny trzask,popatrzyłam na tatę i odetchnęłam. Usiadłam na łóżku i rozejrzałam się po pokoju,kochałam to miejsce i kochałam całą okolicę,rzadko spotykałam tu osoby w moim wieku i to było fajne uczucie,zawsze było tutaj-w przeciwieństwie do mojego życia-bardzo spokojnie. Mogłam naprawdę odpocząć i zapomnieć o wszystkim. Tacie też tu się podobało-to było chyba jedyne miejsce,które nie kojarzyło mu się z mamą,bo ona nigdy z nami nie przyjeżdżała,to były typowe wyjazdy ojca i córki,nadal są,ale atmosfera jest zupełnie inna.Nie rozmawiamy ze sobą,nie chodzimy na wieczorne spacery,nie robimy większości rzeczy,które robiliśmy dawniej.
Podniosłam wzrok z podłogi i wstałam,wzięłam do ręki torbę plażową i wyszłam z pokoju,zeszłam do schodach i stanęłam przed dużym lustrem,które było w przedpokoju.Poprawiłam włosy i uśmiechnęłam się sama do siebie,mam taki sam uśmiech,jak miała moja mama,zawsze mi ją przypominał,dlatego,mimo wszystko,często się uśmiechałam,szczególnie przy tacie-zawsze sprawiało mu to radość. Wyszłam z domku i poszłam na plażę,znalazłam miejsce,gdzie było trochę cienia i rozłożyłam się.
Minęło pół godziny,odkąd zaczęłam się opalać.Był to naprawdę słoneczny dzień więc czułam,że jak tylko wrócę do domu będę przechodzić piekło.Postanowiłam pójść do wody,żeby trochę ochłodzić moją nagrzaną skórę.To było coś czego naprawdę teraz potrzebowałam.Zrelaksować się i zapomnieć o wszystkim.Dosłownie.Chciałam po prostu na chwilę zapomnieć o tym całym gównie,które siedziało mi teraz w głowie.Dochodząc do brzegu,weszłam po kostki do wody i westchnęłam cicho.Woda była naprawdę zimna,co udowadniały dreszcze na całym moim ciele.Mimo tego ruszyłam dalej,po chwili będąc już po pas zanurzona.Nagle z walki z myślami wyrwał mnie chrapliwy głos.Spojrzałam w stronę szatyna,który przechodził obok mnie,rozmawiając z kolegą.Zlustrowałam go wzrokiem i zagryzłam mimowolnie dolną wargę.Miał idealnie wyrzeźbione ciało,zdobione liczną ilością tatuaży,idealne włosy,które ułożone były w artystycznym nieładzie i idealne kości policzkowe.Wszystko było idealne.Poczułam jak moje serce zaczyna coraz szybciej bić,a w moim brzuchu pojawia się stado motyli.Co się ze mną dzieje?Ja się denerwuję?Nie.
Kiedy chciałam już odwrócić wzrok,chłopak spojrzał przypadkowo w moją stronę.Nasze spojrzenia od razu się skrzyżowały.Mogłabym zabić dla jego pięknych piwnych oczu,które wpatrywały się teraz w moje.Cholera.
Patrzyliśmy sobie przez chwilę w oczy,stojąc jak wryci.Moje usta lekko zadrżały,a jego wygięły się w małym uśmiechu.Mówiłam już,że ten chłopak to pieprzony ideał?



No i jest pierwszy rozdział! Przepraszamy,że tak krótko ale to dopiero początek;)

Bardzo prosimy o wyrażenie swoich opinii w komentarzach,zmotywuje nas to do dalszego pisania i przede wszystkim postaramy się poprawić jakiekolwiek błędy.Do następnego!

niedziela, 17 maja 2015

Bohaterowie


Cassie Morgan:



Justin Bieber:



Bob Morgan:


John Russo:


Tyler Button:


Megan Stewart:


Jasmine Collins:
Brooklyn Beckham:



David Williams:




Chloe Johnson:


Ryan Butler: